POWIATOWY ZESPÓŁ ZAKŁADÓW OPIEKI ZDROWOTNEJ opinie

Aga D

Moja opinia dotyczy nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej w miniony weekend. Paniom w informacji i rejestracji oraz organizacji miejsca z czystym sumieniem daję 5 gwiazdek, ale kluczowa sprawa - czyli konsultacja lekarska - nie zasługuje nawet na te 2 gwiazdki, które finalnie tu zostawiam. Zgłosiłam się z nagłym, silnym bólem gardła. Jestem w pierwszym trymestrze ciąży, więc postanowiłam nie czekać do poniedziałku, bo babcine metody nie działały, a żadne z leków z domowej apteczki nie nadawały się do użycia w ciąży. Pani w rejestracji powiedziała, że dobrze zrobiłam, bo w tych pierwszych tygodniach nie można bagatelizować nic, nawet zwykłego przeziębienia, nie mówiąc już o nagłym stanie, który odbiera głos; lekarz na pewno pomoże i przepisze coś, co będzie można bezpiecznie zażyć. Mimo że kolejka była dość długa, poszło zaskakująco sprawnie i po godzinie byłam już po wizycie. Czas na kluczową część opinii, czyli wizytę. Zaraz po wejściu do gabinetu poinformowałam lekarza, że jestem w ciąży i przychodzę po poradę głównie dlatego, że ból gardła uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie, na co dzień pracuję głosem, mam tendencję do nawracającego zapalenia krtani, a nie mogę zażyć nic, co zwykle brałam w takich sytuacjach. Na to lekarz (Daniil Naumov) wywrócił oczami i z wyrzutem, kpiącym tonem zapytał, czemu niby nie mogę brać leków, które mam w domu... No nie wiem, może dlatego, że mają działanie teratogenne i w ulotkach wytłuszczonym drukiem napisano, że nie można stosować w ciąży?! Jeszcze raz przypomnę, że to pierwszy trymestr, czyli czas, kiedy wszystko może pójść nie tak i wszystko może zaszkodzić. Lekarz już zaczynał googlować nazwy moich dotychczasowych leków, ale zadzwonił mu prywatny telefon i rozmowa wybiła go z czynności. Powiedziałam też, że mam pęcherzyk na migdałku, więc sprawdził gardło i potwierdził, że to ostre zapalenie. Śmiem podejrzewać, że gdybym się nie upomniała, nawet by tego nie zbadał - tym bardziej, że w opisie wizyty zaznaczył, że osłuchowo jest wszystko w porządku, a brzuch niebolesny, czego w rzeczywistości nie sprawdził. Medyk zalecił wykonanie kilku badań krwi, odpoczynek i kontrolę w przychodni za kilka dni (do tych punktów nie mam zastrzeżeń) oraz - uwaga! - antybiotyk. Powiedział, że można go bezpiecznie stosować w ciąży. Trochę mi to śmierdziało, ale podziękowałam i wyszłam z receptą i kilkudniowym L4. W drodze do apteki zaczęłam szukać w sieci recepty antybiotyku. I co? I jak byk "kategorycznie nie stosować w ciąży". Rozmawiałam z farmaceutką - mocno się zdziwiła, że lekarz z pełną świadomością przepisał taki lek, kłamiąc w żywe oczy, że jest bezpieczny. Skonsultowała to z koleżankami ze zmiany i wszystkie powiedziały to samo. Dodam tylko, że to nie jakiś tam zwykły, popularny antybiotyk, tylko jeden z silniejszych. Jestem w stanie zrozumieć wiele - zmęczenie, niepewność, brak szczegółowej wiedzy na temat wytycznych ciążowych. Zdaję sobie też sprawę, że w Ukrainie nie ma kalendarza szczepień obowiązkowych, przez co wraca do nas krztusiec i kilka innych poważnych chorób, a pan doktor wywodzi się z tego społeczeństwa. Ale nie rozumiem, jak w szpitalu może przyjmować lekarz, który nie kieruje się najnowszą wiedzą medyczną. Tak, pomyłki zdarzają się każdemu, ale kłamstwo w żywe oczy, wyśmianie pacjenta i świadome przepisane leku, który w konkretnych okolicznościach nie może być zażywany, to całkowity brak kompetencji. Medyk był tak chętny, żeby sprawdzać ulotki moich podobno bezpiecznych leków w sieci, a nie wpadł na to, żeby sprawdzić, czy jego antybiotyk może być stosowany w ciąży. Nie wrócę tam już, chyba że będę miała pewność, że przyjmuje inny specjalista. Jeśli macie wybór szybko się dostać do pana Naumova albo czekać kilka godzin na innej nocnej i świątecznej, zdecydowanie wybierzcie tę drugą opcję.

Dodano: 4 miesiące temu